Siedem zasłon premiera Tuska
12.03.2008 11:34/Gazeta Polska, Teresa Wójcik
Z dr. Markiem Migalskim, politologiem, rozmawia Teresa Wójcik
Rząd Donalda Tuska nie jest wielkim modernizatorem, przygotowującym Polskę do ogromnego skoku. Sam premier nie jest niewinnym barankiem, lecz brutalnym graczem politycznym
T.W.: Jak ocenia pan pierwsze miesiące rządu Donalda Tuska?
M.M.: Moja ocena – podobnie jak z okazji niedawnej "studniówki" rządu – jest krytyczna. Jego dotychczasowa działalność głęboko rozczarowuje. To nie jest rząd, który nam obiecywała PO w kampanii wyborczej. Jednak z badań opinii publicznej wynika, że większość społeczeństwa jest z niego zadowolona. Premier, rząd, Platforma Obywatelska cieszą się ogromnym poparciem. Moja ocena nie jest więc podzielana przez większość. Z jednym istotnym zastrzeżeniem – okazuje się, że 59 proc. społeczeństwa uważa, iż Platforma nie realizuje obietnic wyborczych. Tu moja negatywna opinia jest zgodna z tą z sondaży.
Nie oczekuję, że Platforma Obywatelska zrobi cud gospodarczy – to byłaby złośliwość, cudów ani nawet przyspieszenia nie można dokonać w ciągu trzech miesięcy. Chodzi o to, aby rozpocząć realizację programu z kampanii wyborczej. A rozpoczęła ją PO w jednej tylko dziedzinie – w dorzynaniu Prawa i Sprawiedliwości (mówiąc językiem ministra Radosława Sikorskiego). Duża część wyborców zagłosowała na Platformę właśnie dlatego, że była "antyPiS-em" i obiecywała nie tylko odsunięcie PiS od władzy, ale również surowe rozliczenie tej partii. I powtarzam – to właśnie jest robione. Powołanie dwóch sejmowych komisji śledczych, cała działalność ministra Ćwiąkalskiego – wszystko to wyraźnie zmierza ku marginalizacji PiS, do ukarania tej partii za dwa lata rządzenia. W innych dziedzinach – moim zdaniem – rząd tkwi w jednym miejscu, raczej dryfuje, administruje, niż rządzi.
Dlaczego tak się dzieje?
Po pierwsze, okazało się, że PO ma krótką ławkę rezerwowych. Nie ma tysięcy sprawnych wykonawców swego programu. Po drugie, nie ma czego realizować, bo te już przysłowiowe szuflady okazały się puste. Siedem lat w opozycji Platforma Obywatelska zmarnowała. Gdyby moi studenci tak przygotowywali prace domowe, nie poradziliby sobie już na pierwszym roku. Po trzecie, Donald Tusk planuje kandydować na prezydenta RP i wie, że gdyby gwałtownie przyspieszył konieczne reformy, mógłby osłabić swoje szanse. Czwarta przyczyna bierności rządu to partner koalicyjny, PSL. Trzy pierwsze przyczyny są dość znane i powszechnie komentowane, PO była z ich powodów często krytykowana. Czwartej się nie zauważa. Wiele sztandarowych postulatów programu PO nie ma poparcia ludowców. Jednomandatowe okręgi wyborcze, zniesienie finansowania partii politycznych, zlikwidowanie Senatu, ograniczenie liczby posłów, ograniczenie immunitetu, podatek liniowy – to postulaty, na które nie ma zgody PSL. Oczywiście, Platforma robi wiele, żeby nie zorientowano się, że jest zakładnikiem PSL. Winą za nierealizowanie swoich obietnic programowych obarcza opozycję czy prezydenta, który ponoć zawetuje wszystkie ustawy PO, choć przecież dotychczas nie zawetował ani jednej.
Jak długo Platforma będzie mieć wysokie notowania w sondażach?
Na dłuższy czas tak wysokie oceny PO są nie do utrzymania. Do spadku popularności partii rządzącej musi dojść, choć na razie nie da się określić, kiedy to nastąpi oraz jak głęboki będzie ten spadek. Niewątpliwie grupy wyborców rozczarowanych rządami Platformy będą. Tym bardziej że PO za cenę dryfowania, tkwienia w rządzie oddała walkowerem swój śmiały program wyborczy – przerzucając odpowiedzialność za to na inne siły polityczne. Zawiedzeni wyborcy zorientują się w końcu, że z obietnic, które zachęciły ogromną rzeszę ludzi do głosowania na PO w 2007 r., niewiele pozostało. PO ma jedynie profesjonalną obudowę marketingową, bardzo dobry PR, świetnie rozgrywa konflikty z prezydentem. Ma także rewelacyjnie skonstruowaną opowieść o premierze jako człowieku sukcesu – uśmiechniętym, bardzo łagodnym, pełnym energii – który chce również pobudzić energię Polaków i na ich czele ruszyć w daleko idące liberalne reformy. Ta opowieść, ten obraz są z gruntu nieprawdziwe. Rząd nie jest żadnym wielkim modernizatorem, przygotowującym nas do ogromnego skoku. A premier nie jest niewinnym barankiem, atakowanym przez opozycję. Wcześniej czy później część elektoratu PO się o tym przekona.
Muszę jeszcze raz zapytać? kiedy?
Musi upłynąć trochę czasu, ponieważ zwykli ludzie nie dostrzegą tego wszystkiego natychmiast. Wśród zawodowych komentatorów natomiast dość powszechny jest sceptycyzm co do sukcesów tego rządu. Tyle że ten sceptycyzm na ogół nie przekłada się na media. Działalność mediów, ich ogromna przychylność, jest jedną z ważnych przyczyn popularności Platformy. Zwłaszcza w porównaniu z tym, jak traktowano poprzedni rząd. Ale wcześniej czy później miodowy miesiąc PO się skończy. Dziennikarze będą musieli robić swoje, czyli bacznie kontrolować rządzących. Większość z nich chce wykonywać uczciwie swój zawód. Jeśli dziś są mało krytyczni wobec PO – to nie w wyniku spisków i knowań, tylko prawdopodobnie dlatego, że większość z nich zagłosowała na Platformę.
Ale to znaczy, że nie są bezstronni.
Nikt z nas nie jest bezstronny. To jest po prostu typowy elektorat Platformy, ludzie raczej młodzi, raczej lepiej wykształceni, raczej mieszkający w wielkich miastach i lepiej sytuowani. I dlatego darzą PO większą sympatią niż inne partie.
Jak ocenia pan politykę zagraniczną PO? Miało być profesjonalnie, ale sukcesów jakoś nie widać.
Podzielam wstrzemięźliwą opinię o dokonaniach Platformy w polityce zagranicznej. Na pewno nie ma obiecywanego gwałtownego przełomu. Można mówić jedynie o klimacie, wizerunku, nowym języku. Tylko że klimatem powinni zajmować się klimatolodzy, wizerunkiem specjaliści od PR, a językiem – językoznawcy. W polityce zagranicznej skuteczność mierzy się konkretnymi sukcesami dla kraju. A tu na razie nie ma nic oprócz zniesienia rosyjskiego embarga na polskie mięso. Problematyczne, gdyż nasz eksport jest nadal limitowany przez zakazy administracyjne strony rosyjskiej. Nie jest wymiernym sukcesem, że kanclerz Angela Merkel była na premierze filmu "Katyń", że w Brukseli, Paryżu i Berlinie mówi się o nas sympatycznie, minister Sikorski jest przyjmowany lepiej niż minister Fatyga, a Donald Tusk ma lepszą prasę na Zachodzie niż Jarosław Kaczyński. To nie są interesy narodowe. Rząd Donalda Tuska nie zrobił więcej niż poprzedni. W kilku przypadkach pogorszyły się nasze stosunki z ważnymi dla nas partnerami. Mam na myśli relacje polsko-litewskie, polsko-czeskie, a zwłaszcza polsko-ukraińskie. W stosunkach z USA nastąpiło gwałtowne oziębienie. Z tymi czterema krajami mamy znacznie gorsze stosunki niż przed trzema miesiącami.
PO miała jakby dwa programy. Jeden liberalny, zapowiadany bardzo ogólnie w kampanii wyborczej. Drugi zawarty w exposé premiera Tuska z hasłem "kochajmy się". Mimo to coraz liczniej pojawiają się konflikty społeczne. Jak udaje się rządowi odsuwać te konflikty na przyszłość?
Jeśli chodzi o konflikty społeczne, sprowadza się to do ucieczki przed problemami. Polityka PO to latynoska "maniana". Dotychczas rząd nie rozwiązał żadnego z groźnych konfliktów. Ani edukacja, ani służba zdrowia nie są usatysfakcjonowane. Co więcej, na wiosnę ruszą kolejne masowe protesty społeczne. To, po pierwsze, efekt nadziei rozbuchanych w kampanii wyborczej przez PO. Po drugie, rząd nie ma wsparcia w żadnej centrali związkowej, a PO jest nieprzyjazna wobec związków zawodowych. Po trzecie, grupy społeczne uznały, że Tusk jest partnerem bardziej miękkim niż poprzednicy, bo mu zależy na wysokim poparciu w sondażach. Liderzy związkowi myśleli więc, że będzie sypać z budżetu państwa, choć dotychczas – co trzeba oddać premierowi – tego nie zrobił.
Wydaje się, że mamy chłopięcego, miłego premiera i infantylne społeczeństwo, które z zadowoleniem ten wizerunek zaakceptowało.
Ani jedno, ani drugie. Donald Tusk nie jest niewinnym chłopcem, tylko brutalnym graczem politycznym. Z zimną krwią "wymordował" politycznie wszystkich swoich konkurentów w PO: od Płażyńskiego i Olechowskiego, przez Gilowską, kończąc na Rokicie. Fałszywy jest też obraz naiwnego, śpiącego społeczeństwa. Ono uwierzyło w ten wizerunek, w tę opowieść, ponieważ chciało uwierzyć. Bo opowieść jest przekonująca, atrakcyjna i świetnie zrobiona. Lider ogarniający wszechmiłością wszystkich. Donald Tusk znakomicie się nauczył roli, słucha specjalistów. Media przedstawiały rządy PiS jako pasmo ostrych i niezrozumiałych konfliktów. PiS zrobiło wiele błędów – jak sojusz z populistami o twarzach Leppera i Giertycha. Nic dziwnego, że społeczeństwo wpadło w zachwyt nad Tuskiem. Wpadły też w zachwyt media, mimo że premier z PO robi o wiele gorsze rzeczy niż Jarosław Kaczyński (np. nieporównywalna z poprzednikami próba podporządkowania sobie mediów nie tylko publicznych, ale i prywatnych).
Czy prawdziwy Tusk jest jak tancerka z baśni Szeherezady – skryty za siedmioma zasłonami?
Dziennikarze muszą pozdejmować z niego te zasłony. Taka jest rola mediów. Społeczeństwo powinno dostać realny obraz rzeczywistości. W tym także i premiera.
piątek, 13 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz