czwartek, 5 lutego 2009

Marcinkiewicz tuż przed zmianą: Świadectwo katolika

ECH TEN KAŹMIRZ, ECH...
ten tekst nadesłał Kazimierz, mój przyjaciel roztomiły, i traf chciał, że jest tekstem też Kazimierza,tyle tylko że MARCINKIEWICZA! Kaziu serdeczne dzięki
Z TEKSTU KAZIA MARCINKIEWICZA PRZEBIJA OBŁUDA W KAŻDYM CALU
Opublikowała go Gazeta Wyborcza, Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA
OTO ON:

Marcinkiewicz tuż przed zmianą: Świadectwo katolika
opr. dyz 2009-02-03, ostatnia aktualizacja 2009-02-03 12:38:58.0

Pomyślałem, że nie jestem teologiem ani profesorem, że jeżeli ktoś zaprasza takiego grzesznika, jak ja, tak zanurzonego w świecie do wypowiedzi publicznej na temat wyzwań i zagrożeń chrześcijanina we współczesnym świecie to znaczy, że chce usłyszeć coś płynącego ode mnie i dlatego postanowiłem, że raczej złożę świadectwo - mówił Kazimierz Marcinkiewicz w Tyńcu na Zjeździe Oblatów Benedyktyńskich 8 listopada 2008 r

Były premier swój wykład potraktował jako świadectwo chrześcijanina, ojca czwórki dzieci, byłego polityka, obecnie związanego ze światem finansów. Skupił się na trzech, jego zdaniem, największych zagrożeniach współczesnego świata: globalizacji, tabloizacji i relatywizacji. Oto pełny tekst wystąpienia, który znajduje się na stronie www.tyniec.benedyktyni.pl

Kazimierz Marcinkiewicz „Analiza aktualnej sytuacji chrześcijanina w świecie w kontekście wyzwań i zagrożeń”

Szanowny Panie Marszałku, Przewielebni Ojcowie, Szanowni Państwo rozpocznę od usprawiedliwienia, a później dopiero zastanowię się publicznie nad zagrożeniami i wyzwaniami, z jakimi w moim przekonaniu mamy do czynienia dziś w świecie. Zastanowię się także w jaki sposób można na nie odpowiadać. Najpierw chciałbym bardzo serdecznie podziękować za zaproszenie. Najchętniej przyjechałbym do Tyńca na dłużej i najchętniej przyjechałbym po to, by milczeć, a nie mówić, ale nie zawsze człowiekowi jest dane to, co chce, czasem trochę inaczej.

Tyniec znam przede wszystkim z opowieści mojego przyjaciela, duchowego nauczyciela, wspaniałego człowieka, dalej nie mogę mówić, bo wchodzi, "Szefa" - ks. Andrzejewskiego. Zawsze tak było, że jak on przyjeżdżał do Tyńca i wracał do nas do Gorzowa, to wracał inny. Nam się to bardzo podobało - wreszcie był taki święty. Później Tyniec poznałem już osobiście, bo przyjechałem dwa lata temu na krótko, ale była to dla mnie bardzo ważna obecność.

Zaproszenie dostałem osiem miesięcy temu, bardzo za nie dziękuję. To długi czas, żeby się zastanowić nad tym referatem, nad strasznie trudnym i ważnym tematem i za tę refleksję także bardzo dziękuję. Czytałem sporo wystąpień Ojca Świętego Jana Pawła II i Benedykta XVI, a właściwie kardynała Ratzingera. Trzy tygodnie przed rozpoczęciem Zjazdu siadłem do pisania referatu i po tygodniu zrezygnowałem z tego. Pomyślałem, że nie jestem teologiem ani profesorem, że jeżeli ktoś zaprasza takiego grzesznika, jak ja, tak zanurzonego w świecie do wypowiedzi publicznej na temat wyzwań i zagrożeń chrześcijanina we współczesnym świecie to znaczy, że chce usłyszeć coś płynącego ode mnie i dlatego postanowiłem, że raczej złożę świadectwo. Mam już dosyć długie osobiste doświadczenie. Mam prawie 49 lat, dobrą i wspaniała rodzinę, kochaną i bardzo kochającą żonę, czwórkę dzieci i wnuka. Dzieci są i małe i duże, dorosłe. Myślę, że poznałem świat - byłem na wszystkich kontynentach w wielu państwach, w wielu miastach. Byłem politykiem w czasie przeszłym. Straszne i wspaniałe doświadczenie, ale straszne też, zwłaszcza w Polsce. Wyjechałem do Londynu i przez półtora roku żyłem tam.

Teraz mieszkam w Warszawie, Londynie i Gorzowie. W Gorzowie mam cały czas dom. Od piętnastu lat pracuję w świecie, a dom mam w Gorzowie, i żonę mam w Gorzowie, i rodzinę mam w Gorzowie. To nie jest łatwe życie, ale jest możliwe. Żona uznała, że dla naszego wspólnego dobra i dla rodziny będzie lepiej, jeśli ona stworzy ognisko domowe - miejsce, do którego każdy z nas, z dużej rodziny będzie mógł wrócić, przyjść ogrzać się przy nim. Nawet, gdy byłem przez 9 miesięcy premierem żona nie była ze mną ciałem, była duchem. Przyjeżdżała do mnie, ja jeździłem do domu, ale poświęciłem się wtedy pracy. Zostałem pracoholikiem i tak już zostało. Spałem trzy, cztery godziny, pracowałem dwadzieścia.

Odebrałem katolickie wychowanie w domu i poza domem - przede wszystkim w duszpasterstwie

akademickim w Gorzowie prowadzonym przez ks. Andrzejewskiego, ale także we Wrocławiu, gdzie przez pięć lat studiowałem. Myślę, że o zagrożeniach chrześcijanina, które dotykają mnie, moją rodzinę, moich przyjaciół i znajomych mogę chyba opowiedzieć. Zagrożenia to nie tylko to, co nas boli i doskwiera, ale są one również szansą. Kiedy przyjrzymy się historii chrześcijaństwa zobaczymy, że zawsze zagrożenia były do siebie podobne.

Czas upływał, wieki upływały, a zagrożenia w gruncie rzeczy były te same, prawie takie same. One wynikają nie z człowieka, bo człowiek jest dobry, ale ze zła, które człowiek czyni. Nie wynikają z instytucji, które są złe tylko ze zła, które przez nie jest czynione. Weźmy przykład fizycznej miłości. Fizyczna miłość może być i jest czymś wspaniałym - daje szczęście i daje życie. Ale jednocześnie może być czymś przerażająco okropnym - zagrożeniem, gwałtem, zbrodnią. Jestem przekonany, że w ten sposób można spojrzeć na wszystkie zagrożenia i wyzwania przed którymi stoi dziś każdy człowiek, w tym chrześcijanin, w świecie.

Zagrożeń jest ogrom. Ja postarałem się wybrać z nich trzy, w moim przekonaniu dziś najmodniejsze, nie najtrudniejsze tylko najmodniejsze. Próbowałem je opisać językiem dzisiejszego świata, są to: globalizacja, tabloizacja i relatywizacja. Jeśli opisalibyśmy dobrze te trzy słowa, moglibyśmy dojść do przekonania, że dwieście lat temu i pięćset lat temu były bardzo podobne. Będę się starał oczywiście przejaskrawić niektóre opisy, tylko po to, żeby ocena mogła prowadzić do lepszych wniosków. Świat nie jest czarno-biały. Będę starał się opisywać go w kolorach biało-czarnych choć jest kolorowy, po to, by wyraźniej zaznaczyć ewentualną drogę wyjścia. To są moje trzy najgroźniejsze wyzwania.

Zagrożenie pierwsze: globalizacja

Globalizacja, według mnie, to krótko mówiąc zrównywanie. Wszystko jest takie samo, wszyscy są tacy sami. To samo szczęście, ta sama radość. Jeden świat, jeden człowiek, każdy taki sam. Tabloizacja czyli spłycanie - wszystko jest powierzchowne tylko szybko, tylko krótko, tylko na chwilę. Zawsze bez pamięci, bo jutro będzie coś nowego, zawsze bez głębi, właściwie bez sensu. Relatywizacja czyli wszystko jest względne. Wszystko zależy od punktu

widzenia, od punktu siedzenia. Nie ma wartości, ale są. Nie ma zasad, ale są. Jak kto chce. Jest demokracja czyli rządy większości - wszystkim właściwie wszystko wolno.

Postaram się pokazać przykłady tych zagrożeń, a potem dwie drogi przeciwdziałania, reakcji na te wyzwania: wewnętrzną i zewnętrzną. Muszę budować siebie, swoją siłę wewnętrzną, swój charakter, moją wiarę, nadzieję, miłość, moje sumienie. Muszę być człowiekiem sumienia. I odpowiedź zewnętrzna - muszę zmieniać świat. Muszę reagować na zło.

Muszę świadczyć o dobru.

Wracam do globalizacji, do zrównywania. Oczywiście ma ona swoje zalety, wielkie zalety, bo to jest także zrównywanie do demokracji, do wolności, do bardziej dostatniego życia. Możemy zobaczyć w Europie, prosty fakt, że demokracja, wolność i dobrobyt się rozszerzają sprawia, że odchodzą wojny, że poszerza się miejsce życia człowieka bez najpoważniejszych zagrożeń. Mamy postępującą globalizację nawet do tego stopnia, że obecnie od dwóch miesięcy Chińczycy wiedzą, że muszą współpracować z Amerykanami, bo jest kryzys finansów świata
Chińczycy zobaczyli, że fakt, że mają swój sposób na życie nie wystarcza, bo kryzys globalny dotyka także ich. Dotyka wszystkich - naczynia połączone. Coś się dzieje w jednym zakątku świata i odbija się na tym co dzieje się w zupełnie innym miejscu. Świat stał się globalny. Szybkość informacji, szybkość przemieszczania się jest zupełnie nieprawdopodobna: ja w tym tygodniu byłem w Londynie, Budapeszcie, Warszawie, Krakowie, znów będę w Londynie i żyję.

A szybkość informacji? To już jest informacja w każdym momencie dostępna na terenie całego świata, możliwa do odebrania przy pomocy internetu czy telewizji, przy pomocy dzisiejszych środków przekazu. To powoduje, że wszyscy wszystko wiedzą, albo mogą wszystko wiedzieć, co powoduje, że wszyscy wszędzie mogą być, może nie w każdej chwili, ale coraz szybciej. To powoduje, że wszyscy wszystko, prawie wszystko mogą mieć. Jak mogą mieć, to chcą mieć i przez to - coraz bardziej mieć a coraz mniej być. W Polsce to jest śmieszne, bo wszyscy wszystko wiedzą też dlatego, że wszyscy wszystkich nagrywają i potem podają do publicznej wiadomości. "Rok 1984" Georga Orwella dwadzieścia lat później stał się rzeczywistością. Zresztą nie tylko w Polsce, w Londynie mamy kamery na każdej ulicy. Wszyscy wszystkich podglądają, wszyscy wszystko wiedzą.

Globalizacja spowodowała dla nas Polaków na przykład to, że Polacy są wszędzie.

Przepraszam, ale jestem człowiekiem rozpoznawalnym. Jakiś czas swojego życia spędziłem przed kamerami telewizyjnymi i aparatami fotograficznymi i dzięki temu, albo przez to Polacy mnie rozpoznają. Gdziekolwiek jestem na świecie widzę, że są Polacy, bo się kłaniają mówią mi "dzień dobry". Globalizacja spowodowała, że Polacy opuszczają kraj z różnych powodów i wyjeżdżają w świat, to jest jej objaw. To ma swoje pozytywne strony. Ci ludzie poznają świat, wspaniale świadczą o Polsce. Pamiętam, byłem w szkole w Londynie, kiedy nauczyciel dowiedział się, że jestem z Polski powiedział: "Opowiem wam jaka jest różnica pomiędzy edukacja polską a angielską. Różnica jest taka, że kiedyś, jak Anglikowi wysiadała żarówka, to wzywał pogotowie energetyczne. Przyjeżdżał elektryk i wymieniał mu żarówkę. A teraz już tak nie robi, tylko puka do sąsiada Polaka i Polak wszystko potrafi".

Ale młodzi ludzie wyjeżdżają i żyją bez rodziny - bez żony, bez męża choć razem.

Żyją bez dzieci, ślubu, bez Kościoła. Znajdują inną wolność, uciekają. Globalny świat im na to pozwolił, globalizacja im na to pozwoliła, tak im jest wygodniej. W Polsce tak skonstruowaliśmy naszą cywilizację, kulturę i charakter, że dziewczyna, jak kończy 18, 20 lat czy studia nie zamieszkuje z chłopakiem tylko żyje w swójej rodzinie. Wiem, że nie zawsze, mam to w swojej rodzinie, nawet tej najbliższej, ale jednak taka kultura ciągle jeszcze w Polsce jest.

Oni z tej kultury chcą uciec. Może się nawet nie kochają, ale wygodniej, taniej i łatwiej jest im żyć razem. Straszne - bez wartości, bez zasad, bez sensu. Łamią swoje sumienia. Stają się wyobcowani. I w ten sposób zmienią też naszą kulturę, zmieniają Polskę.

Internet to dziś symbol - symbol globalizacji. Internet powoduje, że możemy być w każdym miejscu świata w każdej chwili. Jak chcę pojechać gdziekolwiek sprawdzam pogodę. Nie tylko prognozę, ale "wchodzę w dane miasto". Są kamery, które pokazują czy jest tam słońce czy deszcz, mogę to zobaczyć nie tylko przeczytać - wszystko, wszędzie. Nasze pokolenie wyrzuciło stoły z domu, wprowadziliśmy tak zwane ławy, wersalki i telewizor. Telewizor stał się
ważnym domownikiem, członkiem rodziny. Przestaliśmy czytać książki, zaczęliśmy oglądać programy. Były tylko trzy, kompletnie byle jakie, ale oglądaliśmy na zabój. Dziś przywróciliśmy stoły. Telewizor może nawet poszedł trochę w kąt, zwłaszcza w młodym pokoleniu, ale na naczelnym miejscu stanął komputer z grami, z internetem. Komputer zastąpił młodemu człowiekowi wszystko. Jest bardzo pozytywny. Trudno sobie wyobrazić dobrą pracę bez komputera, zdobywanie wiedzy bez komputera. Dzięki internetowi młody człowiek - zapaleniec w zapadłej wiosce, bez nauczycieli może nauczyć się wszystkiego, ale może zaszczepić w sobie komputer, który zastąpi mu wszystko, dosłownie wszystko - czas, rozrywkę, książkę, pracę.

Będzie tylko komputer. Komputer zaspokoi młodego człowieka w 100 %, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Stanie się jego wnętrzem, stanie się jego sumieniem, mózgiem, sercem. Przez komputer dzieje się wszystko: rozmowy na gadu gadu, pogaduchy, znajomości, seks, śluby - wszystko. Tylko przez komputer - drugie ja, całe ja. Ja i komputer z internetem. Globalizacja to kształtowanie człowieka. To jest tworzenie modelu. Moda - wszyscy tak samo. Pojedźmy do Krakowa, Londynu, Paryża, Nowego Yorku dziewczyny wszędzie są ubrane tak samo. Może jest parę typów, inaczej dla blondynek, inaczej dla brunetek, w porządku, ale tak naprawdę jeden model. Jeden model człowieka, muzyki, kultury. Przesadzam, parę modeli, ale modeli. Wszyscy powinni być tacy sami, podobni. Czy to nam przeszkadza, że chodzimy w tych samych garniturach? Nie. Czy, że podobnie się ubieramy? Nie. Ja się na przykład nie czeszę. Nikomu to nie przeszkadza, zwłaszcza mnie. Ale gorzej, bo kształtowanie człowieka oznacza kształtowanie tych samych dążeń, pragnień, wydobywanie ich pokładów właściwie wszędzie. To niesie ze sobą globalizacja.

Zagrożenie drugie: tabloizacja

A tabloizacja? Jest oczywiście elementem globalizacji, ale nie tylko, to jest spłycanie.

Informacja w tv24, obojętnie jakiej, w tabloidzie, gazecie codziennej obojętne jakiej. "The Sun" w Londynie ponad 3 miliony nakładu od lat, w Polsce "Fakt" 500 tysięcy. Informacja nie musi być prawdziwa, musi być szybka i szokująca. Nawet bez sensu. Spotykam się z moim przyjacielem Radkiem Sikorskim. Jesteśmy ludźmi zajętymi, mamy 40 minut na rozmowę. Spotykamy się w restauracji w salce, żeby nam zdjęć nie zrobili, w miejscu troszkę zamkniętym. Po nas salkę ma wynajętą polityk PISu też z pierwszych stron gazet podobnie, jak Radek Sikorski, bo ja już nie jestem z żadnej strony gazet (mam nadzieję). Czeka na nas, aż skończymy, zapłacimy i wyjdziemy. Wychodzimy i najnormalniej w świecie witamy się z nim. Paparazzi robi prze okno zdjęcia i dwa czy trzy dni później ukazują się w gazecie. Dziennikarz do mnie dzwoni, mówię mu, jak było. Mówię mu: "człowieku zadzwoń do tej restauracji to się dowiesz, jaka była rezerwacja". W gazecie ukazują się zdjęcia te same, ale informacja zupełnie inna

"Spotkanie POPISu" i szok. Musi być news - krótki, już jutro nikt o nim nie pamięta. On nie jest ważny, dziś musi być - szybko, krótko, na chwilę, szokująco. Nie ma analizy, pogłębienia, wniosków, wagi i powagi. Nawet tygodniki, które zawsze na świecie do dziś dają pogłębioną analizę, są w nich teksty, które mają dziesięć stron maszynopisu, w naszych tygodnikach nie ma takich tekstów. One też się stabloizowały, są tylko "newsowe". Informacje w nich są bez sensu, bez znaczenia.

Tabloizacja to także lansowanie poprawności politycznej. Wszyscy są znów tacy sami, to lansowanie takich zachowań, które nie wynikają z zasad i wartości, ale z wyimaginowanej poprawności. To jest również lansowanie tematyki, myślenia, co jest jeszcze groźniejsze. W Polsce to jeszcze nie jest takie groźne, ale w Wielkiej Brytanii to już jest dramat. Pism tabloidalnych jest ogrom, są rozdawane w metrze rano, popołudniu, wieczorem. Wszędzie każdy może je dostać. Tam o polityce ani o ważnych sprawach nie ma nawet pół strony. Tam jest o pop kulturze. Lansuje się nowych idoli - Britney Spears i Paris Hilton. Dwie podstawowe gwiazdki w Londynie, ale one są znane na świecie, nie są londonerkami. W Polsce też jest Doda i ktoś tam, nie ważne nawet kto bo gwiazdki się zmieniają ale zasada pozostaje.

Dokładnie to samo dotyczy seriali. One są w telewizji i w tabloidach. To się wszystko na siebie nakłada i razem tworzy. Po co? Długo się zastanawiałem po co to jest. Myślę, że gdybym nie był w Londynie to nie zrozumiałbym tego. Jak wygląda rozmowa? Nie jaką masz rodzinę, tylko jaki serial oglądasz. Czyli w jakiej rodzinie telewizyjnej żyjesz. Nie twoja rodzina jest ważna, nie opowiadaj o tym, to nikogo nie obchodzi. To jest niebezpiecznie, to jest niepoprawne politycznie, bo może jesteś rozwodnikiem, masz dziesiątą żonę, nie masz dzieci, jesteś nieszczęśliwy. Opowiadaj o rodzinie serialowej, telewizyjnej - to jest twoje prawdziwe życie.

Nie jaka jest twoja wiara, co jest dla ciebie ważne, jak żyć, tylko co ostatnio robiła Doda.

To się zaczęło dawno. Pierwszy serial - doskonale go pamiętam - "Niewolnica Izaura". Nie oglądałem, ale pamiętam, że moja teściowa, święta kobieta, chodząca codziennie do kościoła, prosiła zięcia, który pod drzwiami na Simpsonie czekał, grzał silnik. Jak tylko się skończyło, siadała za niego na motocykl, on ją pędem wiózł pod kościół i w ostatnie chwili zdążała na modlitwy. To się wtedy zaczynało, a teraz ogarnęło cały świat, nas wszystkich. Tabloizacja naprawdę zmienia nas, świat, nasze wartości, stosunki międzyludzkie. Zmienia naszą komunikację, spłyciliśmy ją, odeszliśmy od rozmowy, zabrnęliśmy w wirtualny świat. Stąd kamera, paparazzi są wszędzie, bo muszą dostarczyć codziennie tę papkę, o której na lunchu, przy obiedzie, przy kanapce, przy kawie czy wieczorem będziemy rozmawiać. Musi nam to dostarczyć, my tego potrzebujemy, my tego żądamy. To nie jest tak, że jakiś ideolog to wymyślił i wprowadził w życie i nam to narzuca, a my się bronimy. Nie. Tabloid jest produkowany w ten sposób, że codziennie są robione badania, co czytelnicy chcą czytać. Czytelnicy domagają się papki. Co więcej tabloid ma przepis i używa odpowiedniej liczby słów po to, żeby mógł dotrzeć do każdego, każdy mógł go zrozumieć. Robert Kubica wspaniały, młody, skromny, polski sportowiec, opowiadał mi, że żyje z firankami zasłoniętymi cały czas. Paparazzi od lat śledzą go tylko po to, żeby zrobić zdjęcie, jak on pije piwo albo wino, bo jest kierowcą, to musi być z alkoholem. Nie ma życia intymnego, osobistego życia nie ma. W tabloizacji mamy trzy razy Z: zaszokować, zobaczyć nie przeczytać tylko zobaczyć i zapomnieć. Jutro będzie nowa papka. Papka nie babka, bo babki są te same cały czas.

Zagrożenie trzecie: relatywizacja

Relatywizacja to oczywiste i to było też zawsze. Jeśli rodzina to nie mąż i żona tylko partner i partnerka. Dziś to już jest powszechne. Jeśli cel w życiu, dążenie, to oczywiście praca, pieniądze, łatwe życie, nie rodzina i dzieci. Dzieci? Jasne, że tak, ale niewiele i później. Co to znaczy później? To nigdy. Wiem, że przesadzam. Jeśli chcesz wierzyć w Boga, nie ma sprawy, możesz wierzyć, absolutnie masz do tego prawo, ale tylko prywatnie. To jest twoje prywatne
prawo, bez pokazywania tego na zewnętrz. Krzyż w Sejmie cały czas kłuje w oczy. Religia w szkole miała przynieść wojny religijne w Polsce. Nikt o żadnej wojnie nie słyszał. Mam ten honor, że broniłem przed Trybunałem Konstytucyjnym w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej w 1993 roku nauczania religii w polskich szkołach. Byłem wtedy wiceministrem Edukacji Narodowej. Mam to szczęście i zapamiętam to do końca swoich dni.

Jeśli chcesz wierzyć w Boga możesz, masz do tego prawo, ale najlepiej każdy w swojego.

To jest zmiana, bo kiedyś było "Boga nie ma" nie tylko w naszym świecie postkomunistycznym, ale też na zachodzie. Dziś jest bóg, a nawet jest ich wielu. Każdy ma swojego boga i ma prawo do swojego boga. To jest dopiero relatywizm. To jest niebezpieczne, bo i my kreujemy swoich bogów.

Następny przejaw to kosmopolityczna tolerancja, to też ma swoje zalety, bo tolerancja ma zalety. Zauważyłem to w Londynie. Tam nie jest ważne, jak ktoś chodzi ubrany. Człowiek wchodzi do metra i widzi, że jedna dziewczyna ma kozaki a druga siedzi obok niej w japonkach. Nikt na nikogo nie patrzy, to nie ma znaczenia, jak ktoś jest ubrany. Każdy może być ubrany jak chce, dowolnie. Wszyscy patrzą w buty, stąd wiem o tych japonkach i kozakach. To jest najbezpieczniejsze nie patrzyć sobie w oczy, lepiej czytać książkę albo patrzeć w buty. Tam jest tolerancja, nikt nikomu nie zawadza. Nikt nie zobaczy, że stoi kobieta w ciąży albo starsza osoba, nikt nie ustąpi jej miejsca, bo jej nie widzi. To jest tolerancja - ucieczka od drugiego człowieka, od różności, od tolerowania różności. Tolerancja polega na tolerowaniu różnic, nie zła, tu nie, ma nie być różnic, mam ich nie dostrzegać. Symbolem tego może być przykład dziewczyny muzułmanki siedzącej w metrze w czarczafie, widać jej tylko oczy. Zwróciła moją uwagę, bo ja się patrzę nie tylko w buty, nie jestem w stanie nie patrzeć się. Wyjmuje z torby gazetę i czyta, jak większość ludzi w metrze. Patrzę co czyta - Cosmopolitan takie pismo dla kobiet. Ubrana jest jak należy. To wszystko spowodowało, że mamy mniej wielkiego zła, zwłaszcza w cywilizacji, w kulturze globalizacji, tabloizacji i relatywizacji, czyli mniej zabójstw, gwałtów, zbrodni. Mniej wojen, na pewno. Pewnie mamy trochę więcej takiego mniejszego zła: rozwodów, cudzołóstwa, kłamstwa, głupoty. Pewnie przez to mamy też trochę mniej dobra. Na temat tego, co to jest dobro można by wygłosić osobny referat, co to jest szczęście, radość w tym dzisiejszym globalnym świecie.

Jak odpowiedzieć na te wyzwania i zagrożenia? Droga wewnętrznej zmiany jest oczywista i podstawowa, bo bez niej nie ma drugiej zmiany. Nie ma zamiany zewnętrznej bez wewnętrznej. Człowiek jest w stanie żyć dobrze wszędzie i w każdych warunkach. My w PRLu byliśmy zniewoleni zewnętrznie tak, ale wewnętrznie pewnie byliśmy bardziej wolni niż dziś.

Człowiek może być silny, wolny, prawdziwy w każdych warunkach - w więzieniu, obozie, w biedzie, głodzie - wszędzie. Ma możliwość mieć nadzieję, kochać, osiągać dobro, prawdę i piękno Ma możliwość prawdziwego życia. Musi budować sumienie zawsze i wszędzie: w rodzinie, w pracy, w rozrywce, odpoczynku. "Co to znaczy: "czuwam"? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszać, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy się łatwo z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza, jeżeli tak postępują inni. Moi drodzy przyjaciele! Do was, do was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji - zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu, ale o których wy sami doskonale wiecie. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. ( )

Chrystus powiedział podczas modlitwy w Ogrójcu apostołom: "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie".

Czuwam - to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. Czuwam - to znaczy: miłość bliźniego - to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność". Mówił do nas te słowa Jan Paweł II w 1983 roku na Jasnej Górze. To było spotkanie z młodzieżą. Kościół dał nam wszystkie możliwe środki i daje je codziennie, byśmy mogli kształtować nasze sumienia. To nie jest proste, ale jest możliwe. Tyniec jest także takim środkiem.

Droga zewnętrznej zmiany - muszę zmieniać świat. Człowiek zawsze chciał zmian i zawsze zmieniał. Zmieniać świat to znaczy wojować, walczyć, nawet zabijać, żeby świat był lepszy. Potem, jak już nie wojna to przemiany polityczne, demokracja, rządy większości, namawianie do swego programu działania. Ale zmieniać świat to przede wszystkim świadectwo. Reagować na zło czynione przez człowieka, przez instytucje, to znaczy świadczyć przez wewnętrzną siłę. To świadczyć tak, jak mój ojciec, który dziś jeszcze żyje, ale prawie nie ma z nim kontaktu. Jak wstawaliśmy w trójkę z braćmi - w tym samym wieku chłopaki - jeden brat dwa lata starszy ode mnie drugi dwa lata młodszy, to rano zawsze widzieliśmy ojca modlącego się przy łóżku, klęczącego na kolanach. Tego nikt mi nie zabierze. Teraz pierwszego listopada byłem w Gorzowie, jak zwykle na cmentarzach. Tym razem tylko najstarszy syn z nami

poszedł. Żona, ja i najstarszy syn, prawie w trzy godziny obeszliśmy - modliliśmy się, zapaliliśmy świeczki, przypominaliśmy sobie ważnych dla nas ludzi. Młodsze dzieci powiedziały, że pójdą popołudniu, bo tak będzie lepiej. W czasie obiadu wygłosiłem krótkie kazanie. Przyszli z cmentarza, też byli prawie dwie godziny. Powiedzieli: "Tato, przepraszamy. Masz rację to nie jest to samo. Zrobiliśmy bez sensu. Zawsze powinniśmy chodzić razem." Nie skrzyczałem ich, powiedziałem tylko, że błądzą. Nie wierzyli mi dopóki sami nie poszli. Świadectwo zmienia

świat, człowiek zmienia świat. Zmienia świat siła, która jest w człowieku. Ona może być zła, może być dobra. Może zmieniać dobrze, albo źle.

Na koniec wybrałem najtrudniejszą rzecz, aż się jej boję. Chcę powiedzieć, że jeszcze jednym zagrożeniem jest rozbicie i rozbijanie Kościoła. Jest ono obecne w świecie bardzo mocno, ale jest coraz bardziej obecne także w Polsce. Dopóki był nasz papież, może nawet rozbijanie było, ale nie dostrzegaliśmy tego. Może nawet nie reagowaliśmy na to, bo zawsze mieliśmy autorytet, do którego mogliśmy się odwołać. Dziś, gdy naszego polskiego papieża zabrakło także w Polsce mamy rozbicie Kościoła. Papież Benedykt XVI powiedział, że wewnętrzny rozłam Kościoła jest jednym z najpilniejszych problemów naszych czasów, że jeszcze niewystarczająco uświadomiliśmy go sobie. Jesteśmy zajęci ekumenizmem i zapominamy przy tym, że Kościół podzielił się w swoim wnętrzu, co dosięgło rodziny i parafii.

"Chciałbym opowiedzieć krótką historię. Kardynał Bernardini - abp. Chicago na krótko przed swoją śmiercią, wyraźnie już osłabiony przez chorobę, silnie przeżywał tę sama sytuacje w Ameryce i zainicjował wówczas projekt "common ground" - wspólny fundament. I dalej ojciec święty Benedykt XVI mówi - tym wspólnym fundamentem jest wyznanie wiary Kościoła. To, co ponad to wyznanie dodajemy jest naszym wymysłem i nie może być wskutek

tego ogniwem łączącym nas wszystkich. To, co wykracza poza wspólne wyznanie Kościoła przynależy do przestrzeni wolności, którą trzeba się też na różny sposób nauczyć przyjmować.

Właściwym wspólnym fundamentem, jedynym, który może nas prowadzić, a który nie pochodzi od nas samych, który nie jest wynaleziony przez jakiekolwiek gremium lub kogoś innego lecz pochodzącym ze źródła jest sama wiara katolicka". Specjalnie znalazłem te słowa, żeby nie mówić tak trudnych słów, tak dramatycznych i ciężkich tylko z własnego przekonania, że tak jest, żeby odwołać się do najwyższego autorytetu czyli do głowy Kościoła. Ale skoro jest tak źle, jest tak wiele zagrożeń, tyle zła, trudu, beznadziejności, skoro świat jest tak okropnie trudny, beznadziejnie trudny i zły, człowiek tak słaby i grzeszny, jak ja, to czy mamy jakąś szansę? Mamy i wiemy o tym dobrze. Pewnie nie ja o tym powinienem mówić, ale mówię. Człowieku! ufaj codziennie i co chwilę, co sekundę,

bo jest Bóg. A Bóg tak umiłował świat, że syna swego Jednorodzonego dał, aby świat zbawić (por. J 3,16). Nie jesteśmy sami. Bóg jest z nami. Kościół jest z nami. Damy radę oprzeć się wszystkim wyzwaniom dzisiejszego świata. Tym wyzwaniom przeze mnie opisanym i tym pominiętym. Tak zmieniać świat, czynić sobie ziemię poddaną. Damy radę, bo po to, między innymi, jesteśmy tutaj w Tyńcu.

Kazimierz Marcinkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz