Orig. Title: Kryzys, czyli wielka zmiana
Author: Ryszard Holzer
Published: 28.01.2009, Tygodnik Powszechny,
Link
Najbardziej pozytywne jest to, że kryzys zdarzył się teraz, kiedy politycy są jeszcze w stanie nad nim zapanować
Dla gospodarki kryzysy są czymś w rodzaju kuracji odchudzającej. Padają źle zarządzane firmy, a ich rynki i majątek trwały przejmowany jest przez sprawniejszych.
Leniwi pracownicy w dobrych czasach obijali się, popijając kawkę, teraz muszą pracować ciężej, przejmując zadania wyrzucanych kolegów. W końcu koniunktura wraca, miejsc pracy znowu przybywa, ale wyższa efektywność przedsiębiorstw zostaje na stałe.
– Duże, silne i dobrze zarządzane firmy wyjdą z tego wzmocnione – uważa Robert Reinfuss z House of Skills, jednej z największych w Polsce firm szkoleniowo-doradczych. – W ostatnich latach producenci myśleli przede wszystkim o rozwoju i zdobyciu nowych rynków. Teraz troszczą się o koszty. Pozbywają się mało opłacalnych kontraktów, niepotrzebnego majątku, zbędnych ludzi.
Reinfuss przyznaje jednak, że z punktu widzenia pracowników są same minusy. Bezrobocie, zabijający kreatywność lęk o własny stołek, niższe zarobki.
A firmy? Też przecież nie wszystkie przetrwają.
Liczą się zasoby
Pamiętacie te modlitwy z "Faraona"? Chory modlił się o powrót do zdrowia, lekarz o jego jak najdłuższą chorobę, rolnik o bezpieczeństwo spichrza i obory, złodziej o to, by mógł ukraść cudze zbiory. "Ich modły rozbijały się wzajemnie i nie dosięgły boskich uszu Amona".
Dziś Bolesław Prus napisałby pewnie: "Eksporter modli się o drogie euro, rodzina z dziećmi o to, żeby znowu tanie były wycieczki do Tunezji. Pracodawca modli się, by płace były jak najniższe, a pracownik o podwyżkę i konkurencyjne oferty zatrudnienia".
Prus pisze: "nie dosięgły uszu Amona", czyli w sumie żadne zbiorowe dobro z tych sprzecznych próśb nie wynika.
Ale gospodarka nie jest grą o sumie zerowej, w której tylko nieszczęścia jednych przynoszą powodzenie innym. Jest ciągłym procesem zdobywania doświadczeń. Także negatywnych, które – być może – pozwolą nie powtórzyć wczorajszych błędów.
Greckie krisis to wybór, rozstrzygnięcie, zmiana – przypomina psycholog Elżbieta Sołtys.
Utrata pracy czy bankructwo przedsiębiorstwa może być nieszczęściem, ale może też stać się szansą. Z badań, jakie na początku lat 90. prowadził prof. Henryk Domański, wynikało, że wśród rodzącej się klasy przedsiębiorców było wielu byłych aktywistów solidarnościowego podziemia. Wyrzuceni z pracy w stanie wojennym, aby jakoś przeżyć, zakładali małe interesiki – warzywniaki, antykwariaty, firmy remontowe. Gdy nastał kapitalizm, okazało się, że są świetnie przygotowani do nowych czasów.
Jak mówi Elżbieta Sołtys, żeby przejść przez kryzys, trzeba mieć nagromadzone zasoby. W przypadku firm chodzi o zasoby finansowe, materiałowe, możliwości zwiększenia wydajności. W przypadku dotkniętych nieszczęściem bezrobocia czy bankructwa ludzi, te zasoby to optymizm, gotowość do zmian, odwaga – cechy, które pomogły byłym opozycjonistom z badań Domańskiego.
Co z tym zrobimy
Z kolei na płaszczyźnie zbiorowej najważniejsze jest, co społeczeństwo uczyni z doświadczeniem kryzysu – czy będzie je potrafiło na stałe wpleść w rozwojowy wątek, czy też odstawi na półkę, jak przeczytaną książkę.
Elżbieta Sołtys ma nadzieję, że w Polsce przyniesie ono gotowość nowego podejścia do konfliktów przedsiębiorcy–pracownicy. Wielu pracodawców – we własnym interesie – jest gotowych szukać rozwiązań, które pozwolą ograniczyć koszty osobowe bez rujnowania kapitału ludzkiego firmy. Na razie ich propozycje, by wprowadzić możliwość bardziej elastycznego rozliczania czasu pracy – np. w ujęciu rocznym, tak jak zrobił to niemiecki Volkswagen – spotkały się ze zdecydowanym „nie” związkowców. Związki wciąż nie potrafią wyzwolić się z kultury walki.
Minister Michał Boni ma jednak nadzieję, że związki do kompromisu przekona. Od dawna już mówi o duńskim koncepcie flexicurity, łączącym elastyczność zwalniania i zatrudniania przez pracodawców z gwarantowanym przez państwo bezpieczeństwem pracowników, którzy otrzymują nie tylko pomoc w znalezieniu pracy i zdobyciu nowych kwalifikacji, ale także np. państwowe dopłaty do niższych niż poprzednie zarobków.
Kompromis wymaga jednak gotowości obu stron. Co państwo i pracodawcy mogą zaoferować pracownikom w zamian za ustępstwa w kodeksie pracy? Samo tylko uratowanie kilkuset tysięcy miejsc pracy to wiele, ale zbyt mało, by ustępstwa nie wróciły roszczeniową czkawką za parę lat, gdy gospodarka odbije od dna i pracowników znowu zacznie brakować.
Inny świat
No i wreszcie to, co najważniejsze. Niezależnie od tego, co stanie się w Polsce, Niemczech czy Chinach, to w rękach Amerykanów jest ostateczne odrzucenie neoliberalnego paradygmatu, który od trzydziestu lat zdominował politykę gospodarczą Zachodu. Politykę gospodarczą, nie ekonomię, bo, jak pisze prof. Witold Orłowski, "bezkompromisowymi krytykami i apologetami rynku nie są zazwyczaj ekonomiści, ale politycy. Kto chce poznać poglądy krytyków, niech sięgnie po dzieła Lenina, a we współczesnej Polsce np. Piotra Ikonowicza. Kto chce zrozumieć argumenty apologetów, niech zapozna się z książką Friedricha Hayeka »Konstytucja wolności«, a we współczesnej Polsce niech np. czyta felietony Janusza Korwin-Mikkego".
Nie chodzi tu o jakiś powrót do socjalizmu, bo trudno przecież socjalistą nazwać Paula Volckera, prezesa Rezerwy Federalnej za czasów Cartera i Reagana, a teraz szefa zespołu doradców ekonomicznych Obamy. W połowie stycznia kierowana przez Volckera tak zwana "Grupa Trzydziestu" wybitnych ekonomistów światowych (jej członkiem jest m.in. Leszek Balcerowicz) opublikowała raport, w którym wzywa do zwiększenia nadzoru publicznego nad instytucjami finansowymi – zwłaszcza nad rozmaitymi funduszami, przekraczającymi wszelkie granice spekulacyjnego ryzyka. Niezbędne jest wymuszenie większej przejrzystości i bezpieczeństwa ich działań.
To tak oczywiste, że aż absurdalne. Państwa, które zabraniają sprzedaży toksycznych zabawek i karmy dla psów, pozwalały na handel "toksycznymi" aktywami finansowymi! Efekt nierównego dostępu do informacji jest podobny w obu przypadkach – zarówno konsumenci czekolady czy proszku do prania, jak i nabywcy jednostek uczestnictwa w funduszu nie mają pojęcia, "co jest w środku". Regulacje, które postuluje doradca Obamy, miałyby tę niesymetryczność dostępu do informacji ograniczyć.
W zglobalizowanym świecie kapitał nie zna jednak granic – więc jakkolwiek reformy zostaną ustanowione w Unii Europejskiej, Japonii i USA, to ich faktyczne wprowadzenie w życie zależy od zaakceptowania – jak pisze omawiający raport Volckera tygodnik "The Economist" – faktu, że globalny kryzys potrzebuje globalnej koordynacji i wprowadzenia globalnych praw. O takie globalne regulacje apelowali już podczas październikowego szczytu najważniejszych potęg gospodarczych i głównych krajów rozwijających się m.in. Gordon Brown, Angela Merkel i Nicolas Sarkozy. Chodzi nie tylko o możliwość ucieczki kapitału do rozmaitych rajów podatkowych. Jak pisze prof. Orłowski, "Brytyjskie Wyspy Dziewicze można oczywiście zmusić do uległości, ale (...) zgoda co do podstawowych zasad regulacji rynków finansowych, poza »wielką trójką« i pozostałymi krajami OECD, powinna też objąć jak największą ilość wschodzących rynków, a przede wszystkim Chiny, Indie, Rosję, Brazylię i kraje Azji Południowo-Wschodniej".
Tym, którzy boją się „światowego dyktatu” finansowego, można odpowiedzieć tylko tak: wybór jest pomiędzy globalną regulacją a dyktatem nieodpowiedzialnych gówniarzy, którzy jednym przyciśnięciem klawisza komputerowego tracą setki milionów cudzych dolarów. To chyba nie jest trudny wybór.
Właściwy wymiar
No więc jak? Czy z kryzysu może wynikać coś pozytywnego? Jak mówi Stefan Kawalec, ekonomista i były wiceminister finansów, najbardziej pozytywne jest to, że zdarzył się teraz, kiedy politycy są jeszcze w stanie nad nim zapanować, a nie za parę lat, gdy wciąż rosnąca światowa piramida finansowa przysypałaby swoimi gruzami cały świat zachodni.
Wraz z kryzysem upadła wiara w szereg ekonomicznych i społecznych mitów – w to, że sam tylko kapitał, bez włożonej pracy, może przynosić rok w rok dwudziestoprocentowy zysk. W to, że dzięki powszechnie dostępnemu kredytowi każdy mieszkaniec Zachodu może sobie pozwolić na realizację wszystkich konsumpcyjnych zachcianek. W to, że udało się zapanować nad cyklicznością następujących po sobie w kapitalizmie okresów prosperity i spowolnienia.
Przed laty poeta Antoni Pawlak napisał: "najpiękniejsze są chwile naszych klęsk, bowiem to one sprowadzają nas do właściwego wymiaru".
środa, 28 stycznia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz