wtorek, 27 stycznia 2009

Samotnie nie dojdzie się na szczyt

Author: Jörg Blech (wywiad przeprowadził)- Malcolm Gladwell
Published: 23.01.2009, Der Spiegel, cyt za: portalwiedzy.onet.pl
Link
Samotnie nie dojdzie się na szczyt
Amerykański publicysta Malcolm Gladwell wyjaśnia, jak to się dzieje, że życie niektórych ludzi jest nieustającym pasmem powodzenia, jaki wpływ mają na to talent i praca oraz co jest najczęstszą przyczyną katastrof lotniczych.


Der Spiegel: Jak wytłumaczyłby pan sukces nowego prezydenta USA Baracka Obamy?

Gladwell: On jest w każdym calu produktem amerykańskiej merytokracji (system społeczny, w którym pozycja człowieka zależy od jego kompetencji i zasług – przyp. Onet): określone instytucje wyszukują i wspierają osoby mające w sobie duży potencjał. Obama najpierw ukończył znakomitą szkołę w Honolulu, potem studiował na Columbia University i w Harvard Law School. Stanowi doskonały przykład, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko człowiek dostanie szanse, jakich nie miał w swoim rodzinnym domu.
Sam prezydent miał więc niewielki udział w swoich osiągnięciach?
Aby zrozumieć fenomen pod tytułem „Obama”, nie wystarczy opisać go jako ponadprzeciętnie utalentowaną osobę. Proszę tylko pomyśleć, jak niewielu Afroamerykanów pełni w swoim kraju ważny urząd! Nie brakuje talentów, lecz możliwości, by mogły się one rozwijać.
Jeśli miałby pan dzieci, na co zwracałby pan szczególną uwagę?
Ja należę do wyższej klasy średniej, nie musiałbym więc przesadnie troszczyć się o swoje potomstwo. Chodzi o to, by dać szanse dzieciom z rodzin stojących na niższych szczeblach drabiny społecznej. Na przykład letnie wakacje mają zupełnie inny wpływ na uczniów z bogatych i biednych domów. Podczas roku szkolnego nie występują żadne różnice między osiągnięciami dzieci pochodzących z różnych warstw społecznych, powstają one natomiast w czasie letnich wakacji, które tu, w Ameryce trwają aż trzy miesiące. Uczniowie z zamożnych rodzin uczą się nadal, wyjeżdżają na specjalne obozy, mają dostęp do książek. Dzieci biedne natomiast siedzą w domu, nie rozwijając swoich zdolności. Gdybym był ministrem edukacji, zlikwidowałbym w przypadku uczniów z ubogich rodzin tak długie ferie.
Rozmawiał pan również z twórcą Microsoftu, Billem Gatesem. Czym on tłumaczy swoje sukcesy?
Omawialiśmy okres między 13. i 17. rokiem jego życia. Wyliczył mi całą listę szczęśliwych przypadków: jako trzynastolatek trafił do dobrej prywatnej szkoły, w której był klub komputerowy – działo się to w 1968 roku, kiedy nawet większość uniwersytetów nie dysponowała komputerami, a czas programowania był bardzo drogi. Potem znalazł się w pobliżu firmy, która w zamian za wykonywane dla niej prace pozwoliła mu zająć się programowaniem. A jeszcze później dowiedział się, że na położonym niedaleko campusie University of Washington jest terminal komputerowy dostępny między drugą a szóstą rano. Szesnastolatek co noc wychodził więc o wpół do drugiej przez okno swojego pokoju, pokonywał na piechotę dwie mile i na cztery godziny siadał przed komputerem. Gdy w wieku 20 lat założył własną firmę software, dysponował już w sumie siedmioletnim doświadczeniem.
Pańska teza mogłaby również posłużyć usprawiedliwianiu wszelkich niepowodzeń. W niesprzyjających warunkach człowiek stanie się nieudacznikiem, niezależnie od tego, jak bardzo jest pracowity i ambitny.
Tak daleko bym nie szedł, choć wpływ uwarunkowań społecznych uważam za niezwykle istotny. (...)
Jednak nawet wśród tych, dla których okoliczności były wyjątkowo łaskawe, tylko nieliczni dochodzą na sam szczyt. Gdzie tkwi sekret?
W 10 tysiącach godzin pracy. Trzeba przygotowania i ćwiczeń, by podołać bardziej złożonym zadaniom. Nie znajdziemy mistrza szachowego, który nie spędził 10 tysięcy godzin przy szachownicy – co oznacza wysiłek jakichś dziesięciu lat. Wysiłek ów jest tak wielki, że jednostka sama go nie udźwignie. Musi istnieć otoczenie, w którym będzie mogła ćwiczyć tak intensywnie.
Czy do pana koncepcji pasuje to, co ludzie nazywają zwykle talentem?
Przyznaję, że coś takiego istnieje, lecz wpływ ma bardzo ograniczony. Psycholog Anders Ericsson przeprowadził kiedyś w Berlinie badania z udziałem skrzypaczek. Okazało się, że te z nich, które do 20. roku życia poświęciły ponad 10 tysięcy godzin na ćwiczenie, niemal wszystkie bez wyjątku grały na najwyższym poziomie pierwsze skrzypce. Wśród pozostałych, niespelniających tego warunku ani jedna nie miała takich osiągnięć. Różnica leży więc wyłącznie w skali zaangażowania. Mówiąc o talencie, w rzeczywistości mówimy o gotowości do ciężkiej pracy.
Bez pracy, jak wiadomo, nie ma kołaczy. Co nowego jest w pańskiej próbie wyjaśnienia tajemnicy sukcesu?
Próbuję określić, jaki wpływ mają nań sprzyjające okoliczności oraz własny wysiłek. Proszę pomyśleć na przykład o nauczaniu matematyki! W krajach zachodnich pokutuje wciąż fałszywy pogląd na temat talentu do tego przedmiotu. W opublikowanych właśnie badaniach stwierdzono, że w Korei Południowej doskonałe wyniki w matematyce osiąga 45 procent uczniów, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej zaledwie 5 procent. Skoro tak dobrze znamy zależność między ćwiczeniami a osiąganiem sukcesu, dlaczego nie potrafimy prowadzić nauczania w taki sposób, by uwzględniało ów związek?
Jak tłumaczy pan tę różnicę między azjatyckimi a europejskimi i amerykańskimi dziećmi?
W Azji obowiązuje całkiem inny stosunek do pracy. Jeśli grupę dziesięciolatków z Europy lub USA postawimy przed bardzo trudnym zadaniem, przez mniej więcej minutę będą próbowały je rozwiązać, po czym zrezygnują. Z kolei dzieci azjatyckie jeszcze po kwadransie nie zaprzestaną starań. Wyjaśnienie leży być może w specyfice azjatyckiego rolnictwa, które opiera się na uprawie ryżu – najbardziej pracochłonnej i wymagającej ze wszystkich. Chłop żyjący 500 lat temu w Japonii musiał pracować przez 3 tysiące godzin w roku, podczas gdy ten z Europy Północnej poświęcał na to jedynie tysiąc godzin. Z biegiem czasu w obu kulturach wykształciły się całkiem odmienne nastawienia do pracy, które można zaobserwować do dziś – choćby w szkolnej klasie.
Azjatyckie dzieci urodzone i wychowane w USA uchodzą za bardziej pilne od swych białych kolegów. Czy stoi za tym jakaś przyczyna natury biologicznej?
Nie sądzę. Wpływ kultury jest naprawdę potężny. Mamy wspaniałe badania na temat dzieci czarnoskórych amerykańskich żołnierzy oraz białych Niemek. Wychowywały się w Niemczech, zachowują się pod każdym względem tak samo jak Niemcy i są równie inteligentne jak ich niemieccy rówieśnicy. Problemy pojawiają się natomiast w przypadku czarnych dzieci wzrastających w niekorzystnych warunkach w USA. To nie geny, lecz warunki społeczne hamują ich rozwój intelektualny.
Jak postępować z owymi kulturowymi różnicami?
Tam, gdzie odgrywają one znaczną rolę, należy się nimi zająć. Weźmy przykład katastrof lotniczych. Jeszcze 50 lat temu myśleliśmy, że ich przyczyna leży w tym, iż maszyna odmówiła posłuszeństwa albo wystąpiła przypadkowa, w gruncie rzeczy nieunikniona awaria. Dopiero niedawno zrozumieliśmy, że powodem wielu owych nieszczęść jest problem społeczny.
Co pan ma na myśli?
Samoloty wymyślono dla dwóch pilotów, którzy porozumiewają się ze sobą w sposób szczery i otwarty – a to jest rzecz bardzo trudna dla ludzi z Bliskiego Wschodu i Azji. W Korei Południowej na przykład obowiązuje tak ścisła hierarchia, że utrudnia to współpracę między pierwszym a drugim pilotem. W kraju tym aż do końca lat 90. zdarzało się tak wiele katastrof lotniczych, że linie Korean Air stanęły na progu bankructwa. Zwrócili się więc do amerykańskiej firmy Alteon z prośbą o przeszkolenie ich pilotów. Musieli oni porzucić swoje dotychczasowe role i tu wielką pomocą okazał się język: kiedy mówili do siebie po angielsku, byli w stanie uwolnić się z okowów koreańskiej hierarchii.
I jaki był rezultat?
W Korean Air nastąpiły znaczące zmiany. Dziś statystyki bezpieczeństwa są tam bez zarzutu.
Dlaczego w swojej książce prawie w ogóle nie wspomina pan o kobietach?
Muzyka rockowa, komputery, matematyka, lotnictwo – wszystkie dziedziny, które badałem, zostały zdominowane przez mężczyzn. Udawanie, że płeć piękna ma w nich takie same osiągnięcia, byłoby fałszem. Sukces to wypadkowa poglądów i zasad obowiązujących w społeczeństwie. Jeśli nadal będziemy postępować tak, jakby najlepsi ludzie sami z siebie, bez żadnej pomocy dochodzili na szczyt, nigdy nie pozwolimy kobietom stać się równoprawnymi partnerami.

Rozmawiał Jörg Blech


45-letni Malcolm Gladwell jest autorem licznych bestsellerów. Jego książka poświęcona ludziom, którzy odnieśli życiowy sukces, od tygodni zajmuje pierwsze miejsce na liście bestsellerów "New York Timesa”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz